czwartek, 5 maja 2016

Ten dzień... :)

Witam serdecznie po bardzo długim czasie ;)

W tajemnicy przed wszystkimi zaczynam pisać bloga. Ilu będzie gości nowych początków, śmiem podejrzewać, że naprawdę niedużo. Ale próbuję! Nie ma co się poddawać i obiecywać, że nigdy się nie wróci.

Tym razem powracam, jako wymarzona narzeczona. Wymarzona, bo w końcu moje sny, marzenia, prośby i modlitwy się spełniły :) I wymarzona dla Tego Jedynego, mam nadzieję ;)

Ostatnio zadałam X pytanie, czy podejrzewał wtedy, ponad półtora roku temu, że akurat ze mną? Bezczelnie odpowiedział, że nie! 
Ale szczerze się przyznam, że ja tym bardziej ;)

Dlaczego? Moi Drodzy, mając 24 lata i nigdy z nikim nie bądąc (wpierw zawód niemiłosierny, potem umowa z Panem Bogiem, że jak już się książe pojawi, to będzie pierwszy i ostatni), poznałam na Pielgrzymce X. Oh! Jakie to było szalone, zeresztą do tej pory spędzamy ze sobą mnóstwo czasu. Ale była też druga strona medalu, czyli to, że zawsze starałam się być niezależna. Miałam swoje myśli, swoje rozumowanie, swoje wyjaśnienia, swoje systemy działania, radzenia sobie, sprzątania, itp. Starsznie trudno jest to porzucić, nawet jeśli jest się niezwykle zakochanym.
A nas jeszcze dosięgnęło sporo przeciwieństw. Wiek - bo jest młodszy, rodzina - bo mamy inny skład, wychowanie, miejsce zamieszkania, itp. Chwała Bogu, że te rzeczy, które nas łączą, to fundamenty: wiara, nadzieja, Kościół, otwartość, miłość, zaufanie sobie wzajemnie, otwartość na wyrzeczenia, możliwość rozmowy, wspólna modlitwa.
Czasami musiałam X bardzo długo namawiać na porządne nauki narzeczeńskie, czy zwykłą rozmowę, ale udało nam się sporo rzeczy wypracować.

Minęły te szalone miesiące i nadszedł dzień, kiedy X, cały rozedrgany, jak i ja, ukląkł i zadał mi niezwykle ważne pytanie.
A mnie przez kilka dni męczył stres, że się nie nadaję, że sobie nie poradzę - w nowym domu, na wsi, obok teściowej, że jeszcze V rok studiów, że trzeba będzie dojeżdżać, że nie umiem tak wielu rzeczy. Jak ja porzucę moje przyzwyczajenia? Ja smaruję pieczywo osełką, a X margaryną, ja podgrzewam placki tak, a on na wodzie. Mój Boże! Ratuj nas!

Ale wiecie co - ja po prostu mu to wszystko powiedziałam. A on mnie uspokoił. Ja ryczałam, a on, jak przystało na wspaniałego i prawdziwego mężczyznę, po prostu się wyprostował, przebrał w dres, wziął w ramiona, potrząsnął i mnie uspokoił. Co chłop, to chłop :)


Drodzy Goście!
Ogłaszam, że znowu będę próbować pisać bloga ;) tym razem opartego na własnych doświadczeniach, marzeniach, planach i zadaniach!
Co będzie, to będzie!

Amen! :)


#ślub #wedding #weddingplan #engagement #ThisDay 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz